sobota, 31 sierpnia 2013

Moja zabawa z siemieniem lnianym

Siemię lniane jest uważane za jedno z najbardziej popularnych środków medycyny naturalnej, ze względu na duże możliwości zastosowań. Dzieje się to za sprawą bogatej zawartości składników mineralnych i witamin, takich jak: 
  • wielonienasycone kwasy tłuszczowe z rodziny Omega 3 ( zawartość kwasów w nasionach lnu jest zbliżona do ich zawartości w rybach) – przeciwdziałają stanom zapalnym, spowalniają starzenie się komórek, wykazują działanie przeciwnowotworowe,
  • witamina E – popularnie nazywana witaminą młodości, często stosowana jako składnik kremów i odżywek do paznokci, będąca przeciwutleniaczem chroniącym komórki organizmu przez negatywnym działaniem wolnych rodników, wspomaga dostarczanie składników odżywczych do komórek,
  • cynk – bierze udział w metabolizmie komórkowym, przyśpiesza gojenie ran, znacznie poprawia kondycję skóry i włosów,
  • błonnik – posiada zdolność obniżania poziomu cholesterolu, obniża ciśnienie tętnicze krwi, usuwa z organizmu szkodliwe substancje, sprzyja rozwojowi korzystnych bakterii jelitowych, pomocny w dietach odchudzających
  • witamina B1 i B6 – umożliwiają magazynowanie energii, wspomagają prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego, zwiększają odporność, łagodzą negatywne skutki leków, zapobiegają tworzeniu się kamieni nerkowych
  • kwas foliowy – reguluje wzrost i funkcjonowanie komórek, poprawia samopoczucie, zapobiega uszkodzeniom w łonie matki
  • magnez, wapń, żelazo
  • fitosteryny i flawonoidy – działają ochronnie na serce, zapobiegają zaćmie, miażdżycy, udarowi mózgu, obniżają wysokie ciśnienie krwi
  • fitoestrogeny – przeciwdziałają niektórym skutkom menopauzy oraz blokują receptory estrogenowe zmniejszając w ten sposób podatność na nowotwory (rak piersi, macicy, prostaty).


Trochę trwało zanim w końcu przekonałam się do siemienia. Co prawda już jakiś czas temu kupiłam sobie trzy 100 gramowe paczuszki tych ziarenek, ale dopiero teraz postanowiła w końcu się nim zając. Po pierwsze miałam mały dylemat jak zabrać się za konsumowanie tego tutaj, ponieważ jakoś nie uśmiechało mi się mielić ziarenek i dosypywać sobie do potraw tego powstałego "proszku". Sam oleisty smak ziarenek nie bardzo mi też odpowiadał. W końcu z pewną dozą nieufności dorzuciłam ich trochę do serka wiejskiego i dobrze się stało, bo okazało się, że ich smak w takiej kombinacji jest niewyczuwalny i je się je z przyjemnością ;-) 

Postanowiłam więc poeksperymentować dalej i dorzucam sobie jakoś po pół łyżeczki/łyżeczkę ziarenek do ryżu, do kaszy i do jogurtów - jest pysznie ;-) W najbliższym czasie zamierzam też poeksperymentować z maseczkami do twarzy z siemienia lnianego - bo sporo dobrego się o nich naczytałam. To samo zresztą dotyczy włosów - takie małe zadanie na wrzesień, żeby wypróbować wszystkie zastosowania tego ziarnkowego cuda ;-)

Tak pozytywnie na dzisiaj ;-)
Dzisiaj tak jak zapowiadali dzień niezbyt piękny, ale dzięki temu mogłam siedzieć w domu i doprowadzać moje meble do porządku przed ich wielkim powrotem do świeżo wymalowanego pokoju ;-) Przenoszę się tam już jutro i najbardziej cieszę się z perspektywy spania w moim własnym, prywatnym łóżku, bo przez ostatnie dni w pokoju gościnnym sypiało mi się naprawdę paskudnie. 


Trafił mi się też dzisiaj świetny obiad - brązowy ryż, kasza i pokrojone kawałki gotowanego kurczaka - mama się naprawdę spisała. Zresztą taki domowy obiad to dla mnie gwarancja, że nie zjadam właśnie jakiegoś sztucznego , nieświeżego jedzenia jak to czasami bywa gdy jem w restauracjach ;-) 

A takie pojemniczki wypełnione pysznościami planuję nosić do pracy/na zajęcia ;-) 

1 komentarz:

  1. U mnie siemie lniane średnio sprawdziło się na włosy, bo strasznie się potem elektryzowały i w ogóle wyglądały tragicznie, a na twarz jeszcze nie próbowałam, ale mam zmaiar ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie miłe słowa i komentarze ;-)